Temat przyczepił się do mnie, jak rzep psiego ogona, bom chora od …no, co najmniej półtora tygodnia. Czy w ciągu tego półtora tygodnia śpiewałam? Odpowiedź brzmi: aż za dużo. Czy powinnam była śpiewać? Odpowiedź brzmi: musiałam. Kwestia tego, czy to właściwe, czy nie zeszła w tej sytuacji na boczny tor.
Ale teraz, kiedy zaczynam wracać do siebie, analizuję czas swojej choroby i stąd te moje przemyślenia. Niestety nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy można śpiewać będąc chorym.
Pierwsza generalna zasada jest taka, że jak boli, to nie śpiewaj.
Kiedy boli Cię gardło mimo, że nie wydajesz z siebie żadnych dźwięków i boli nawet podczas oddychania (nie mówię tu o podrażnieniu spowodowanym kaszlem, ale o poważnym bólu gardła), ryzyko podjęcia się próby śpiewania jest bardzo duże. Dlaczego?
Po pierwsze, ból oznacza, że Twoja krtań i jej okolice są czerwone – podrażnione, spuchnięte. O wiele trudniej będzie Ci poprawnie śpiewać odczuwając ból – chcąc uniknąć bólu dociskających się strun głosowych (poprawne śpiewanie) będziesz pozwalać powietrzu przemieszczać się pomiędzy nimi, co pozornie będzie odczuwalne, jako mniej raniące Twoje gardło.
Błąd – powietrze podrażni je bardziej, niż gdybyś je porządnie dociskał podczas wydobywania dźwięku.
Po drugie, istnieje 90% szans, że sięgniesz po lek znieczulający typu Orofar lub Tantum Verde. Nie ważne, jak wspaniałe nie byłoby działanie wspomnianych specyfików, osłabienie odczuwania bólu lub jego całkowity brak spowoduje u Ciebie chwilową amnezję – zapomnisz, że jesteś chory i z całkowitą pewnością nadwyrężysz swoje chore, biedne struny głosowe sięgając po trudne dźwięki, czego nie robiłbyś odczuwając dyskomfort związany z bólem.
Brak bólu oznacza nieostrożność.
Jeśli jednak jesteś chory, ale nie odczuwasz wielkiego bólu gardła, to co wtedy?
Druga generalna zasada jest taka, że JEŚLI śpiewasz poprawie (czyt. NIE gardłem), to Twoje chore gardło nie powinno mieć znacznego wpływu na jakość Twojego śpiewania.
Poprawne śpiewanie oznacza wydobywanie dźwięku z brzucha, omijanie gardła i ostatecznie wykorzystywanie rezonansu w buzi tak, aby dźwięk zaistniał. Wynika z tego, że gardło, chore, czy zdrowe, nie ma w ogóle udziału w procesie śpiewania. Wynika z tego, że jeżeli wiesz jak śpiewać, to z chorym gardłem sobie poradzisz.
ALE !!!! Musisz pamiętać, że Twój organizm jest osłabiony. Powinieneś traktować swoje ciało łagodniej, delikatniej, z większą uwagą i ostrożnością, niż zazwyczaj. Znaczy to, że lepiej zrezygnować z wyczerpujących prób, koncertów, czy sesji ćwiczeń, nie oznacza to jednak, że musisz całkowicie zrezygnować ze śpiewania – zwłaszcza w sytuacji, w której po prostu nie możesz.
Przez ostatnie prawie dwa tygodnie musiałam wiele śpiewać. Nierzadko były to dźwięki o wiele wyższe od tych, które w normalnej sytuacji śpiewałabym swobodnie, nie wspominając już o czasie, kiedy jestem chora. Śpiewałam więc, ale musiałam być wtedy EKSTRA ostrożna. Kiedy czułam, że odczuwam za dużo podczas śpiewania po prostu przerywałam i grałam melodie na pianinie [w czasie uczenia].
Podsumowując – choroba i śpiewanie nie muszą się wzajemnie wykluczać, ale Ty MUSISZ mieć na uwadze to, że Twój organizm nie ma tylu sił, co zawsze, że o wiele łatwiej będziesz tracić koncentrację podczas śpiewania i ryzykować „zdarcie gardła” i że musisz wrzucić na luz i nie wymagać od siebie tego, co zawsze [siła głosu i wysokość dźwięków].
Czy oznacza to, że możesz śpiewać podczas choroby? Jeśli musisz i jeśli wiesz jak śpiewać, to chore gardło nie powinno mieć wpływu na Twój głos. Ale……
O wiele bardziej niebezpieczny od chorego gardła jest katar.
Katar spływa z zatok w dół do gardła, przechodząc przez nos, buzię, krtań …i jednocześnie skutecznie blokując bardzo ważne dla Twojego śpiewania rezonanse. Ryzyko śpiewania z zawalonym nosem jest dużo większe, niż ryzyko śpiewania z chorym gardłem. Problem jest większy, bo mimo, że wiesz, jak śpiewać i próbujesz zrobić to dobrze, głos nie ma ujścia tam, gdzie tego chcesz – wszystko jest zatkane. Skutkuje to:
1) dudnieniem Twojego głosu w głowie [dochodzi do tego pewnego rodzaju dezorientacja – nie wiesz do końca jak śpiewasz, nie słyszysz się, nie odczuwasz poprawnie swojego głosu],
2) nieprzyjemnym nosowym brzmieniem [jest to okropnie frustrujące – słyszysz siebie, jak jakąś irytującą zabawkę dla dzieci],
3) którego próbując się pozbyć, szukasz innego ujścia dźwięku i korzystasz z jedynej dostępnej opcji – gardła.
Jedno prowadzi do drugiego i….
W ten sposób masz nie tylko zawalony katarem nos, ale i zdarte, bolące gardło.
Czy udało mi się tego uniknąć podczas tych dwóch tygodni? Prawie!
Punkt kulminacyjny moich frustracji osiągnęłam, kiedy musiałam nauczyć chłopaków w chórze piosenki gospel – wysokie dźwięki, które oprócz produkowania w mojej buzi wspieram zazwyczaj rejestrem nosowym (teraz kompletnie zatkanym) owszem zaśpiewałam, ale wróciłam do domu z drapaniem w gardle.
Nie polecam.
Ostatecznie każdy z Was musi ocenić, czy naprawdę musi śpiewać podczas choroby, czy na pewno wie, jak to zrobić i czy chce podjąć to ryzyko.
Dla wszystkich chorych w tym tygodniu dużo uścisków, a jak jesteś zdrowy, to zazdroszczę!
Buziaki, Gosia <3